środa, 9 kwietnia 2014

Muraaka Walentynki cz.2

- A-A-Aka-chin? - powiedział Atsushi. Łzy ciekły ciurkiem z jego oczu. Rzucił torbę wypełnioną słodyczami na ziemię i po rzuceniu mi ostatniego zranionego spojrzenia, odwrócił się i wybiegł z parku. Stałem ciągle w tym samym miejscu z szeroko otwartymi oczami. Nie za bardzo wiedziałem co się właśnie wydarzyło. Po prostu byłem totalnie zszokowany. Nagle usłyszałem za sobą głos Ryouty:
- Akashicchi! Biegnij za nim! Po jego reakcji widać było, że on również darzy cię uczuciem! Pewnie usłyszał tylko jak mówisz do mnie ,, Kocham cię " i nie wie, że tylko ćwiczyliśmy abyś mógł mu to powiedzieć w Walentynki! - krzyknął Ryouta. Miał rację. Jeśli teraz za nim nie pobiegnę to nigdy nie będziemy razem. Podniosłem z ziemi upuszczoną przez Atsushiego torbę i rzucając w stronę blondyna krótkie ,, Dziękuję " ( tak, ja podziękowałem ) pobiegłem w tym samym kierunku co ( mój ) fioletowy tytan.



Wiedziałem gdzie go szukać. Biegłem i biegłem aż dotarłem do celu. Znajdowałem się pod blokiem, w którym mieszkał Atsushi. Dotarłem do drzwi od jego mieszkania. Na pewno nie będą zamknięte na klucz, ponieważ jest on zbyt leniwy i nigdy ich nie zamyka. Ale tu natknąłem się na przeszkodę. Nie można było otworzyć klamki.
- Atsushi! Otwórz drzwi! Wszystko ci wyjaśnię! - krzyknąłem czując jak łzy cisną mi się do oczu. Nie doczekałem się odpowiedzi, ale usłyszałem pewien odgłos dochodzący ze środka mieszkania.




Dzięki moim zdolnościom zdołałem stwierdzić, że Atsushi znajduje się w kuchni i szuka czegoś w szufladzie ze sztućcami. O nie, nie, nie, nie NIE. Moje zmysły i zdolność do przewidywania sytuacji podpowiedziały mi, że Atsushi szuka noża i to BARDZO ostrego. A biorąc pod uwagę jego obecny stan psychiczny to on chce się zabić. Prawdobodobnie czuje się zdradzony, opuszczony i okłamany. Pewnie to dla niego za dużo. Cholera, cholera, cholera, cholera, CHOLERA. Muszę się jakoś dostać do środka zanim będzie za późno! W tym momencie poczułem jak coś mokrego spływa mi po policzkach i moczy moją koszulkę. 
- ATSUSHI! PROSZĘ! ATSUSHI! WPUŚĆ MNIE! TO NIE TAK JAK MYŚLISZ! - krzyczałem ze łzami w oczach. Cały czas nie doczekałem się żadnej reakcji ani odpowiedzi od Atsushiego. Muszę coś wymyślić. Muszę jakoś się do niego dostać bo inaczej stracę go na zawsze.



W tym momencie zrozumiałem, że jeśli zabrakłoby Atsushiego to w moim sercu pojawiłaby się dziura, której nikt niczym nie zdołałby załatać. Nikt nie zdoła zastąpić tego pociesznego giganta ze słabością do słodyczy każdego rodzaju. Kocham go. Bardziej niż pozycję imperatora. Bardziej niż shogi. Bardziej niż władzę nad drużyną koszykarską. Do jasnej cholery kocham go bardziej niż swoją kolekcję czerwonych nożyczek i nie zamierzam go stracić. Nie dopuszczę do tego. Szybko mózgu myśl. Wymyśl coś równie genialnego jak strategia na mecze. Muszę go uratować. Ale jak na złość nic nie wpadało mi do głowy. Po prostu cud, miód i nożyczki. Płakałem tak obficie, że góra mojej koszulki była całkowicie przemoczona. Nagle doznałem olśnienia. Przecież w gimnazjum zażądałem od każdego członka drużyny klucza do domu, tak na ,, wszelki wypadek ". Nadal wszędzie je ze sobą noszę.



Szybko zacząłem przeszukiwać kieszenie mojej torby. Ręce mi się trzęsły więc miałem mały ( no dobra, bardzo duży ) problem. Ale w końcu je znalazłem. Teraz jeszcze tylko znaleźć odpowiedni. Kur... Dlaczego nigdy ich jakoś nie oznaczyłem. W końcu udało się. Ale w tym samym momencie moje serce zamarło. Odgłosy wydawane przez Atsushiego w kuchni całkowicie ucichły. Nie, nie, nie, nie, NIE. Szybko muszę w końcu trafić do tej cholernej dziurki od klucza. Ale moje ręce za bardzo się trzęsą. Dlaczego akurat teraz? Przecież w tym momencie ważna jest każda sekunda. W końcu udało się. Klucz był w zamku.



W niewiarygodnie szybkim tępie przekręciłem klucz i z rozmachem otworzyłem ( te cholerne ) drzwi. W pędzie zagraża złem je za sobą. Wszystko co trzymałem rzuciłem na ziemię i popędziłem do kuchni. Proszę niech nie będzie za późno. Wpadłem do pomieszczenia. Widok jaki tam zastałem prawie przyprawił mnie o zawał serca. Z płaczem rzuciłem się do przodu krzycząc:
- ATSUSHI!!!



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


No hejka. Postanowiłam dłużej nie trzymać nikogo w niepewności co do reakcji Mukkuna. ( tak bo po tym rozdziale wogóle nie zostawiam nikogo w napięciu ). Mam pomysł. Piszcie w komentarzach
Co stało się z Mukkunem?
Jak się dalej wszystko potoczy?



P.S.
Kamei-chan opowiadanie dedykowane tobie pojawi się jutro lub w piątek. Mam je już napisane i nanoszę ostatnie poprawki.
A co do kontynuacji tego opowiadania to kolejny rozdział nie wiem kiedy się pojawi.



2 komentarze:

  1. A teraz biedny Akashi. Niee. Jak mogłaś zrobić coś takiego Mukkunowi?
    Pewnie Akashi uratuje "fioletowego tytana". :)
    Czekam na kontynuację. Pisz dalej pisz.
    I tak to ja. Momoi. Już nie z anonimka.

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże! (Te emocje...) O bożebożeboże Mukkun chce sie zabić!!! Nienienienienie!!
    Rozdział ciekawy, trzymający w napięciu. Czekam na następny. Weeeny.
    Co do mojej teorii: Akashi uratuje Mukkuna i wszystko sobie wyjaśnią. I będą żyli długo i szczęśliwie. I cukry wszędzie ^^

    OdpowiedzUsuń